Recenzja, którą będziecie czytać jest swojego rodzaju opinią użytkownika oraz wielbiciela vaporizera butanowego jakim jest VapCap M. Vaporizer butanowy, co to właściwie znaczy? Znaczy to tyle, że aby nasze zioła doprowadzić do określonej temperatury wymaganej w waporyzacji, urządzenie należy podgrzać zewnętrznym źródłem ciepła, np. zapalniczką żarową.
W tym konkretnym przypadku zaleca się aby była to zapalniczka żarowa, oczywiście można ogrzewać Vap’a zwykłą zapalniczką ale trwać będzie to dłużej (zapalniczka żarowa daje nam znacznie więcej ciepła) a dodatkowo zostawi sadzę, która brzydko wygląda, brudzi wszystko dookoła i ogólnie rzecz ujmując jest niewymagana. Samo urządzenie jest niewielkich rozmiarów, przy zakupie dostajemy dodatkowo pojemniczek antyzapachowy, wszystko bez problemu zmieści się w kieszeni a i znajdzie się miejsce na zapalniczkę.
Seria vaporizerów butanowych od DynaVap zrobiła spore zamieszanie w świecie waporyzacji, głównie z powodu wydajności tych urządzeń. Do wspominanego VapCap’a M mieścimy około 0.1g suszu i dzięki budowie oraz technologii w jakiej został wykonany vaporizer jesteśmy w stanie wycisnąć z suszu naprawdę sporo. Dla przykładu waporyzując zioła CBD „nabiciem” 0.1g jesteśmy w stanie przyswoić więcej substancji aktywnych a niżeli używając vaporizerów z podobnej półki cenowej – a ta wcale nie jest wysoka. Urządzenie nie należy do drogich, model 2018 dostaniemy już za około 230 – 250 zł. Osobiście myślę, że w tym przedziale cenowym nie dostaniemy urządzenia bardziej wydajnego.
Aspektem, o którym na pewno trzeba wspomnieć jest obsługa vaporizera – ta wymaga odrobinę wprawy. Sam na początku nie do końca wiedziałem co robię źle, miałem sytuację gdy chmurki schodziły naprawdę spore i smaczne a niekiedy pary nie było w ogóle. Po kilku sesjach doszedłem praktycznie do perfekcji i teraz – jako można powiedzieć już doświadczony użytkownik VapCap’a jestem w stanie z każdego podgrzania wyciągnąć pokaźne a w dodatku smaczne ilości pary zależne jest to od tego, w którym miejscu podgrzewamy nasadkę, jak daleko od płomienia a manipulować można nawet kątem zapalniczki. Problem jaki napotkałem podczas obsługi vaporizera to sytuacje kiedy mamy ochotę napełnić więcej niż jedną komorę ponieważ nasadka, którą należy zdjąć aby nabić świeże zioła zaraz po podgrzaniu jest bardzo gorąca. Pomocna przydaję się tutaj Daynastash, podstawka, która wyposażona jest w magnez, który z kolei pomaga nam w zdjęciu oraz nałożeniu gorącej nasadki. Jeżeli nie posiadamy owego gadżetu należy sobie radzić domowymi sposobami i uważać aby się nie poparzyć lub po prostu zaczekać aż nasadka wystygnie.
Jeżeli chodzi o czyszczenie urządzenia to jest ono praktycznie w całości rozbieralne, nie jest to trudne oraz nie wymaga żadnych specjalnych umiejętności manualnych, trzeba pamiętać o tym, że do czyszczenia w alkoholu izopropylowym należy zdjąć wszelkie uszczelki – tych nie wolno namaczać. Fajną opcją zaliczającą się do obsługi jest możliwość „podłączenia” VapCap’a do fajki z filtracją wodną poprzez silikonową nasadkę, dzięki takiemu zabiegowi z tak niewielkiego urządzenia jesteśmy w stanie wyciągnąć jeszcze więcej i uwierzcie mi, że w takim przypadku 0.1g potrafi ugiąć nogi nawet pod doświadczonym fanem waporyzacji 😊
Słowem podsumowania – lufka 2.0 jak to czasem nazywany jest VapCap M to idealne urządzenie w niższym przedziale cenowym, w takich pieniądzach nie znajdziecie lepszego rozwiązania. Problemem może być jeżeli chcemy użytkować większą ilość ziół w dodatku urządzenie przeznaczone jest raczej do jednoosobowej konsumpcji, maksymalnie dwuosobowej, sesje grupowe mogą sprawiać zbyt wiele kłopotu, zbyt szybkie zwaporyzowanie ziół i bardzo częste nagrzewanie nasadki.
Dodatkowo uważam, że sama obsługa nie jest najbardziej dyskretna, nie jest to vaporizer, który wyciągniecie z kieszeni i będziecie używać jak e-papierosa, VapCap potrzebuje około 10 sekund nagrzewania zapalniczką co może przykuć uwagę niepożądanych osób a sama czynność dla osoby, która nie zna tematu waporyzacji może wyglądać nieco podejrzanie. Natomiast jeżeli chodzi o sesje w domowym zaciszu – dla mnie jest to pewnego rodzaju rytuał, pewnie sporo osób wie o czym piszę – wygodne rozłożenie się na ulubionym fotelu, zmielenie swoich ulubionych ziół, podgrzewanie, które już na tym etapie rozprowadza przyjemny zapach – to coś w czym można się zakochać i coś czego serdecznie polecam spróbować.
Czy nakładka silikonową trzeba dokupić osobno?